15 kwietnia 2020
Jak wygląda życie lekarza z Instagrama? Rozmowa z DoktorekRadzi cz. 1
https://app.brandbuddies.pl/uploads/blog_post/photo/237/lek2.png
instalekarze koronawirus social media Instagram COVID-19 wywiad DoktorekRadzi Łukasz Durajski

Jeżeli nie wiecie kim jest  Łukasz i nie znacie jeszcze jego profilu DoktorekRadzi, zajrzyjcie do jednego z naszych ostatnich materiałów o instalekarzach w czasie kryzysu. 

Prowadzi profil na Instagramie, Facebooku, kanał na YouTube, a od niedawna także TikToka. Autor książki "Co na to lekarz? Mity przenoszone drogą szeptaną" oraz jeden z prowadzących program "Pogromcy Medycznych Mitów". 

Zwykle pojawia się w mediach jako ekspert w zakresie medycyny. Dzisiaj, w szczerej rozmowie z nami, odsłania kulisy bycia lekarzem-influencerem. Dowiecie się z niej czy wypisuje dużo zwolnień z WF-u i jak udaje mu się łączyć praktykę lekarską z prowadzeniem social mediów. 

Zapraszamy!



Jak to się stało, że zostałeś lekarzem?

Historia jest dosyć krótka. To była wczesna podstawówka, jakaś pierwsza-druga klasa. Nauczycielka pytała kim chcemy być, padło hasło "doktor". Wtedy moja mama pierwszy raz wiedziała, że ten lekarz gdzieś tam się pojawił, ale było to traktowane raczej jako takie młodzieńcze marzenie dzieciaka. Tym bardziej, że jestem z rodziny chłopskiej, pochodzę ze wsi. Mam rodziców z wykształceniem podstawowym, więc nie mam korzeni związanych z ukończeniem liceum, a co dopiero studiów. Mama mówi, że przez całe życie jak pamięta to nie było nic innego, cały czas gdzieś ten lekarz się pojawiał, we wszystkich rozmowach w rodzaju "kim chcesz być w przyszłości". To chyba takie marzenie, które było od zawsze.


Zostałeś pediatrą, co wpłynęło na wybór akurat takiej specjalizacji?

Zabrzmi to może trochę brutalnie, ale pacjent pediatryczny to jest pacjent szczery. To jest pacjent, który w momencie, gdy przychodzi to rzeczywiście człowiek spodziewa się otwartości. Pamiętam, że kiedyś powiedziałem mamie, ze nie chcę pracować z dorosłymi, bo tylko przychodzą, ściemniaja i oszukują, żeby wyciągnąć jakieś leki albo zwolnienie (śmiech). Dla mnie pacjent pediatryczny jest wdzięcznym pacjentem, dlatego bez porównania wolę pediatrię. 


A dzieci nie chcą wyciągać zwolnienia od szkoły?

To bardziej młodzież (śmiech). Ale tak naprawde młodzieży w gabinecie za bardzo nie widać. Małe dzieciaki do szkoły nie chodzą, no a w gabinecie mam głównie takie - do ósmego roku życia. Nastolatki pojawiają się z rodzicami głównie w sytuacjach, kiedy rzeczywiście są już chorzy i jest faktycznie potrzeba zostania w domu. Dlatego nie mam raczej takich sytuacji. 



Dużo wypisujesz zwolnień z WF-u?

W ogóle. Powiem szczerze, że od ukończenia studiów jestem w stanie policzyć na palcach jednej ręki zwolnienia, które wypisałem. Zajmuję się dziećmi m.in. z otyłością, nawet tą skrajną. Np. miałem pacjenta, 14-latka, z wagą 143 kg. Dlatego dla mnie podstawową rzeczą jest kwestia uprawiania sportu. Jeżeli dziecko ma jakieś problemy zdrowotne, to wtedy ten sport jest dostosowany do jego możliwości.


Przechodząc do tematów bardziej około-internetowych, powiedz nam - jak zaczęła się Twoja przygoda z social mediami? Jak to się stało, że się na nich znalazłeś Ty jako Ty? 

Pierwsze social media, jakie założyłem (oczywiście mówię o tych, których teraz używam, pomijam historie takie jak Nasza Klasa) to Facebook i dopiero zmobilizowałem się na studiach, kiedy zacząłem wyjeżdżać. Miałem swoje pierwsze praktyki we Włoszech, tam poznałem ludzi i chciałem jakoś utrzymać ten kontakt. Ale to było konto prywatne, jak jeszcze nie było takich opcji jak fanpejdże itp.

Natomiast pierwsza przygoda, która realnie rozpędziła mi te social media to był blog. Zauważyłem, że rodzice, którzy do mnie przychodzili, zwłaszcza ci, z tymi najmłodszymi pacjentami, noworodkami, mieli ciągle te same pytania. Blog DoktorekRadzi powstał z myślą o nich i trochę też po to, żeby ułatwić sobie pracę. Rodzice przychodząc do mnie mogą sobie przejrzeć wszystkie te materiały i jak czegoś nie wiedzą - dopytują. Dlatego od początku pomysł był taki, że social media będą narzędziem do mojej pracy. Nie myślałem o tworzeniu jakiejś blogosfery i tego typu rzeczy, w ogóle nie było tego w planach.



Zobacz też: Jak pracować zdalnie i nie zwariować?



Rozkręcenie Instagrama też, szczerze mówiąc, wyszło przez przypadek. Na początku miałem go prywatnie, więc to zupełnie inaczej funkcjonowało. Też z dużym oporem, podobnie jak teraz przy uruchomieniu TikToka. Nie byłem przekonany, czy rzeczywiście będę z tego korzystał. Jednak okazało się, że tak, pacjenci tam wchodzą, pytają. Tych pytań jest mnóstwo, więc ta przygoda zaczęła się od tego, że po prostu ułatwić sobie pracę w gabinecie - mieć więcej czasu na rozmowę z rodzicami czy zbadanie pacjenta, a nie skupianie się na powielaniu w kółko tych samych tematów.



Czy w takim razie są rodzice, którzy specjalnie szukają Ciebie, na zasadzie "to jest ten pan doktor z Internetu i ja chcę do niego"?

Tak (śmiech), to rzeczywiście widać teraz w przychodni. Szczególnie odkąd występuje często w tych "dużych mediach". Co zabawne, zdarzają się takie sytuacje, kiedy na koniec po wizycie rodzice proszą mnie o zdjęcie albo czy zgodzę się na zdjęcie z dzieckiem. Dla mnie, jako dla lekarza, szczególnie na początku (bo teraz już się przyzwyczaiłem), to było takie "Nie no, nie przesadzajcie, o co w ogóle chodzi". Dla mnie pojawianie się gdzieś w mediach albo że mnie widzą na Instagramie było takie dość normalne, naturalne i tyle. 


Jak to się dzieje, że w ogóle jeszcze masz czas na prowadzenie social mediów? Raczej wyobrażenia o lekarzach są takie, że są bardzo zapracowani i nie mają wolnej chwili. Jak udaje Ci się łączyć te wszystkie rzeczy?

Rzeczywiście jest to wyzwanie, ale do dobrej organizacji czasu jestem przyzwyczajony w zasadzie od zawsze. Teraz, przykładowo, wróciłem rano z dyżuru i już uzupełniłem Instagrama. Przez święta było mi trudniej, bo miałem 62 godziny dyżuru, więc to było praktycznie nie do zrobienia, żeby usiąść do tego, tym bardziej, że byłem na SORze. Jest to czasem wyzwanie, czasem jestem nieobecny, chociaż ostatnio nawet sprawnie mi się to udaje. Ale to wynika gdzieś z tego, że przez całe życie byłem aktywny. To nie jest tak, że teraz nagle się obudziłem i zacząłem coś robić, tylko już od podstawówki, gdzie byłem przewodniczącym samorządu, poszły te kolejne szczeble aktywności, na studiach też działałem bardzo intensywnie. I to mi dało takie skillsy organizacji czasu. Paradoksalnie, im więcej mam zajęć, tym łatwiej mi to poogarniać. Jak mam taki zupełnie dzień free, to wtedy praktycznie nic nie zrobię, jestem rozlazły, krzątam się po mieszkaniu i nie wiem co ze sobą zrobić.



Często nawet dostaję pytania, że jak to jest możliwe, nawet ostatnio miałem taką sytuację kiedy wrzuciłem zdjęcie z SORu. Część osób pisało z takimi zarzutami, że przecież jestem na SORze i gdzie ja w ogóle mam czas zdjęcia robić, wrzucać itd. Generalnie w momencie jak jestem w pracy i dzieje się coś intensywnego to wiadomo, że nie będę prowadził wtedy Instagrama, wrzucał zdjęć. Poza tym, one też nie są wrzucane na bieżąco, na co też zwracam często uwagę. To nie jest tak, że jak w danym momencie zrobię fotkę to piszę relację i dopiero zajmuje się pacjentem. Oczywiście, że to tak nie wygląda. Wszystkim się wydaje, że to taki "real time", a w przypadku lekarza jest to nie do zrobienia. Zwykle materiały zbieram w trakcie pracy, a po dyżurze to uzupełniam i wrzucam. 



Zobacz też: Jak marki angażują się w walkę z koronawirusem?



Najczęściej znajduję sobie tzw. wolną chwilę i wykorzystuję każdy moment, kiedy można sobie po prostu usiąść. Zwłaszcza teraz, w dobie koronawirusa, bo to jest tak naprawdę najbardziej intensywny czas dla mnie jeżeli chodzi o prowadzenie social mediów w ogóle. Wszystko przez to, że co chwila zmieniają się informacje, zalecenia czy w ogóle update tego co się dzieje teraz w Polsce i na świecie. Jest tego całe mnóstwo. I teraz szczególnie mogę odczuć cały ten ciężar i odpowiedzialność za każde słowo. Jestem rozliczany z każdego kawałka sytuacji, która się u mnie dzieje. Jest to czasem uciążliwe, w kontekście prowadzenia tych social mediów, bo rzeczywiście ma się czasem już dość - jakieś kolejne pytania, ataki itp. Każdy błąd jest momentalnie wytykany, to jest teraz bardzo nośne. Trochę się już przyzwyczaiłem do tego. Hejt sam w sobie też już przerobiłem mocno w kontekście przygotowywania tych wszystkich rzeczy, które robię. Tym bardziej, że siedzę w dziedzinie, która jest bardzo kontrowersyjna, jeżeli chodzi o obecne funkcjonowanie społeczeństwa, czyli szczepienia. To jest wyzwanie, przerobiłem już całą tonę hejtu, która się wylała, a w zasadzie - która się okresowo wylewa. 

Zauważyłem, szczególnie teraz, kiedy przybyło mi bardzo dużo followersów na Instagramie, że w momencie kiedy opracuję jakiś post i go wrzucę, to bardzo dużo pojawia się takich komentarzy typu, że no tak, ale lekarzowi nie wypada tego, tamtego, i w ogóle dlaczego ja pokazuję zdjęcia ze szpitala, itd., itp. A ja wychodzę z odwrotnego założenia - jak wrzucam jakiś trudny content na swoim Instagramie, to uważam, że trzeba o tym mówić. Jestem takim narzędziem dla społeczeństwa, które może przekazać coś ważnego. Bo do tej pory każdy siedział w swoich czterech kątach i nie zajmował się takimi tematami. Wiem, że często poruszam tematy trudne, kontrowersyjne, zbieram za to nie raz cięgi, bo wiadomo, części osób to pasuje, części nie. Ale uznałem, że będę swoje social media w ten sposób prowadził i tyle. 



Odnosząc się do roli lekarzy w aktualnej sytuacji, jak oceniasz - jaka jest teraz rola medycznych influencerów?

Okazuje się, że social media stały się niesamowitą tubą jeżeli chodzi o głos lekarski w kontekście w zasadzie każdego tematu medycznego, który się dzieje. Jak lekarz-influencer wrzuci np. informację o proteście medyków czy o czymkolwiek, no to są rzeczy, które niosą się dalej. Jeżeli są jakieś kontrowersje i my je poruszamy, to rzeczywiscie to jest informacja, która dociera do ludzi. To właśnie followersi mi dają znać, że wielu rzeczy nie wiedzieli, nie spodziewali się, że to tak funkcjonuje. Pacjenci widzą też nasze wypowiedzi dotyczącą problemów, z którymi my się borykamy jako lekarze. Często gęsto w momencie, gdy wrzucam jakieś historie z dyżuru, gdy np. przyszli rodzice na SOR, bo dziecko sobie obdrapało skórę na paluszku, to oczywiście jest fala na zasadzie "to jakiś dramat, ci ludzie to debile" itd., to się dzieje. Ale właśnie to jest dla nas, środowiska lekarskiego, okazja, żeby za pomocą tej tuby przekazywać informacje szeroko. To widać teraz bardzo dobrze przy okazji koronawirusa. My jak coś teraz wrzucamy, to to będzie zupełnie inaczej odbierane niż jak to by było gdziekolwiek indziej. Ja jestem rozliczany za to też prawnie. Z tego co napiszę, z tego co zrobię, mogę ponieść konsekwencje, w tym utratę prawa do wykonywania zawodu.



Zobacz też: Twórcy odpowiedzialni społecznie 



Ja w ogóle mam taką zasadę, szczególnie na Instagramie, że nie wrzucam swojej opinii. Oczywiście to trudne, nie zawsze się udaje, bo polityka czasem jakoś się wplątuje. Ale przynajmniej jeżeli chodzi o wiedzę, nie wrzucam opinii, tylko przekazuję zalecenia i wiedzę ekspertów. Nie bawię się w tworzenie jakiejś własnej informacji w kontekście merytoryki, tylko pokazuję doniesienia naukowe.

Co też jest kontrowersyjne w przypadku koronawirusa, bo sporo było ataków, że "no tak, no ale tu jest napisane, że te maseczki są beznadziejne i nie działają, po czym zrobiłeś filmik na YouTube jak je zakładać i jak je nosić". Bo to nie jest tak, że ja wychodzę z założenia, że maseczki są złe. Tylko jako członek Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i jako lekarz-influencer przekazuję też dylematy, z którymi się borykamy. Dla lekarzy to też nie jest proste. Na początku jednego dnia dostajemy jedne zalecenia, a dwa dni później są już kolejne. I ludzie też często piszą, że "pisałeś przed chwilą co innego, a teraz znowu zmiana". I to jest dla nas okazja, żeby pokazać jak trudne jest leczenie pacjentów w dobie tej szybko zmieniającej się informacji. 


Mówiąc o rozliczaniu z tego co mówisz - co na Twoje działania w social mediach mówią współpracownicy, przełożeni? Nie miałeś problemów czy zawodowych konsekwencji z tego tytułu?

Oczywiście, że miałem. Właściwie od początku, kiedy prowadzę social media, dopiero teraz jestem na etapie, gdzie to się wszystko uspokoiło. Zmieniło się podejście profesorów, zresztą, niektórych już też znajdziemy w social mediach. Natomiast był taki czas, gdzie miałem dramatyczne problemy z tego powodu, że w ogóle wypowiadam się w mediach, że prowadzę jakiekolwiek social media. Koledzy naprawde różnie reagowali na to. Teraz coraz więcej osób dociera do tych mediów, więc trochę się wszyscy już przyzwyczaili do tego, że to jest. Pediatrów na Instagramie też jest już bardzo dużo. Ale na początku jak zaczynałem to wszystko, to był dramat. Rzeczywiście miałem tak po prostu dość w pewnym momencie, że gdyby nie wsparcie mojej szefowej z oddziału, która mówiła, że robię fajne rzeczy i wreszcie ktoś wychodzi z czymś nowym, to może bym to rzucił wcześniej. To było dwa lata temu. 

Mam specyficzny profil pod kątem prowadzenia go na Instagramie. On nie jest typowy w takim sensie, że nie mam gromadki dzieciaków, która za mną biega, a ja pokazuję, że to zjadło truskawkę, a to zrobiło coś tam, a dzisiaj to sobie ugotujemy jajecznicę. Ja jednak mam bardziej taki medyczny content. Rzadko u mnie na profilu są rzeczy typu "a teraz idę po bułki do sklepu w papciach". Chyba nie bardzo mam czas i ochotę. Nie wiem, może kiedyś się przełamię. Wiadomo, social media rządzą się swoimi prawami i muszę coś pokazać od siebie, bo to sama wiedza sama merytoryka się nie klika, to jest jasne. Wiedza musi być sprzedana w jakimś ładnym obrazku z jakimś fajnym opisem. Na TikToku pozwalam sobie na więcej, jest trochę większy luz, nie ma takiego nadęcia. Ale tam też jest okazja przekazać sporo informacji pacjentom.



To kiedy założyłeś TikToka?

Musiałbym sprawdzić kiedy dokładnie, ale to było w zasadzie na samym początku tej całej kwarantanny. Bardzo długo się z nim mierzyłem. Miałem duży opór, z tego powodu, że nie było tej treści. Trochę takie pajacowanie, a gdzie tu lekarz. Jednak w momencie, kiedy wrzuciłem filmik z odpowiedziami na pytania na zasadzie "tak lub nie" no to poszło fenomenalnie. Nagle przy 4 tysiącach obserwatorów miałem 100 tys. wyświetleń tego filmiku. Okazuje się, że tam też ludzie poszukują tej informacji. To jest też zupełnie inna grupa odbiorców - młodzież. Moi pacjenci tak naprawdę. To są młodzi ludzie, którzy też szukają tej informacji, więc ostatecznie zdecydowałem się na prowadzenie profilu, na razie tak na luzie.




Jak wygląda współpraca na linii insta-lekarz - marka? Jak to się stało, że DoktorekRadzi dostał patronat Głównego Inspektoriatu Sanitarnego, i że prawie zrezygnował z udziału w programie “Pogromcy Medycznych Mitów”? O co chodzi w konflikcie z Łukaszem Bokiem? I co w końcu z tymi maseczkami, chronią przed koronawirusem czy nie? Na te wszystkie pytania znajdziecie odpowiedź w drugiej części naszej rozmowy, która już w tym tygodniu znajdzie się na naszej stronie. Stay tuned!


Przeczytaj drugą część wywiadu: Jak wygląda życie lekarza z Instagrama? Rozmowa z DoktorekRadzi cz. 2








Powered by Froala Editor

Aktywne kampanie

Popularne

ZACZNIJZ NAMIDZIAŁAĆ